Trzy lata temu na skraju naszej malowniczej mazowieckiej wioski pojawiło się niewielkie stworzenie, które wyglądem przypominało czarny sfilcowany sweterek. Sąsiadka Ori zidentyfikowała stworzenie jako psa i domyślając się po jego przeraźliwej chudości, że od dawna nic nie jadło, zaczęła nosić mu jedzenie. Sweterek zamieszkał na wielkiej kupie gruzu i śmieci, którą była przyozdobiona opuszczona posesja. Pochłaniał codziennie ogromne ilości pokarmu, które zdawały się nie mieścić w jego małym ciałku, był jednak tak przerażony, że nie pozwalał nikomu zbliżyć się do siebie. Ori pierwszy raz w życiu spotkała psa tak skrzywdzonego, że bał się podejść nawet do niej. Sweterek po baczniejszych oględzinach okazał się suczką. Córeczka sąsiadki nazwała ją Fafką. Mijały miesiące, zbliżała się zima, a Fafka, chociaż nieco przybrała na wadze, nadal nie przestała bać się ludzi. Ori z sąsiadką zamartwiały się, co będzie w zimie. Fafka wybrała sobie zimowe schronienie osobiście: zamieszkała w budzie Bombika, psa należącego do tej właśnie sąsiadki Ori. Przychodziła do niego codziennie wieczorem, a rano wstydliwie wysuwała się z budy, ze słomą przyczepioną do futerka i wracała na swoją kupę gruzu. Kiedy suczka zanadto się zaokrągliła, stało się jasne, ze wkrótce urodzi szczenięta. Nadal nie pozwalała do siebie podejść. Sąsiadka Ori codziennie z lękiem sprawdzała, czy Fafka nie urodziła w nocy, bo szczeniaczki nie miały na mrozie szans na przeżycie. Wreszcie pod koniec stycznia, w bardzo mroźny wieczór Ori dostała szczęśliwą wiadomość: sąsiadka odkryła świeżo narodzone dzieci Fafki, a suczka bez oporu pozwoliła jej zabrać je do domu i zamieszkała z nimi w kartonowym pudle. Trzy duże, grubaśne kule, które wydała na świat Fafka, były prześliczne, a ich wygląd świadczył bardzo pochlebnie o dorodności ojca. Szczeniaki pożarły Fafkę niemal do kości, tym razem nie była podobna nawet do swetra, przypominała raczej łachman ze stracha na wróble. Szczenięta rosły szybko, jeden z piesków szybko znalazł dom, a karmienie pozostałych żarłoków przejęła Ori. Mimo codziennych wizyt, nie była łaskawie traktowana przez suczkę, Fafka próbowała raz nawet ugryźć Ori w piętę.
Znalezienie domów dla pozostałych dzieci - Różyczki i Lisa okazało się dość trudne. Sąsiadka Ori nie miała odpowiednich warunków, żeby je zatrzymać. Ori bała się o pieski, wiedząc, że mąż sąsiadki nie jest człowiekiem przesadnie delikatnym, szczególnie po nadużyciu alkoholu. Ori tymczasem stała się na wiele miesięcy bezdomna, przygarnięta przez sąsiadów wraz z kocio-psią gromadą nie mogła zabrać piesków do siebie. Szczenieta rosły, robiły się dla męża sąsiadki coraz bardziej dokuczliwe, a i ona sama straciła już zapał do opiekowania się nimi. Ori była zrozpaczona. I tak, pewnego razu, mądra Fafka po raz kolejny wzięła swój los we własne łapy. Był upalny majowy dzień. Dom, w którym przemieszkiwała Ori, miał otwarte szeroko drzwi, niezliczone psy biegały dookoła i nagle zdumiona Ori ujrzała nieśmiało zaglądającą do środka Fafkę. Fafka rozejrzała się, zobaczyła Ori siedzącą na łóżku, wskoczyła obok niej i przytuliła się. Było to niewiarygodne, bo nigdy wcześniej nie okazywała Ori żadnych przyjaznych uczuć! Po chwili do pokoju jak wicher wpadły dzieci Fafki i rzuciły się na Ori, liżąc ją po twarzy. Fafka przyprowadziła jej swoje dzieci!
Ponieważ w tym samym miesiącu w życiu Ori pojawiły się jeszcze dwa porzucone psy: Pysia i Bursztyn, Ori niniejszym podwoiła swój stan posiadania...
Teraz Fafka w niczym nie przypomina tamtego sfilcowanego sweterka. Raczej mocno wypasioną owieczkę...